Naszą podróż rozpoczęliśmy 30 stycznia 2012 roku…
Zaczęło się pechowo!
W wirze ostatnich przygotowań do wyjazdu, pomyliliśmy datę wylotu samolotu! Musieliśmy podjąć trudną decyzję – kupić nowe bilety lotnicze lub… zrezygnować z wymarzonej przygody?!
Nieodparta chęć podróżowania przesądziła sprawę!
„Pofrunęliśmy” do Meksyku! 🙂 🙂 🙂
Nowy kontynent. Nowy język. Nowe wyzwania.
W Meksyku m.in. eksplorowaliśmy ruiny miast Majów i kąpaliśmy się w jaskiniowych studniach.
W Gwatemali zapoznaliśmy się bliżej z bogatą kulturą tego kraju i zdobyliśmy najwyższy szczyt Ameryki Środkowej.
Salwador przyciągnął nas niemal całkowitym brakiem „zachodnich turystów”! Mały, wulkaniczny kraj z czarnymi plażami nad Pacyfikiem zachwycił nas do reszty! To tam Łukasz po raz pierwszy sięgnął po deskę surfingową…
Z niezwykłą gościnnością spotkaliśmy się w Hondurasie. W jednym z miast zatrzymaliśmy się na dwa tygodnie u gospodarzy z couchsurfing (ta sama para kilka miesięcy później odwiedziła Szczecin!), a na malutkiej wysepce archipelagu Cayos Cochinos mieszkaliśmy z czarnym ludem Garifuna.
Podczas jednodniowego pobytu w Belize uprawialiśmy snorkeling przy rajskich wyspach na Morzu Karaibskim.
Święta Wielkanocne przyszło nam spędzić w Nikaragui. Tam też wspinaliśmy się na wulkan wyrastający ze środka największego jeziora w Ameryce Środkowej.
Kostaryka zachwyciła nas bogactwem przyrody, zarówno fauny, jak i flory.
W Panamie obejrzeliśmy słynny kanał oraz „złapaliśmy” prywatny jacht do Ekwadoru. Na Pacyfiku przez ponad tydzień uczyliśmy się podstaw morskiej żeglugi.
W Ekwadorze, pierwszym kraju, który odwiedziliśmy na kontynencie południowoamerykańskim, spróbowaliśmy wreszcie canopy tour, stanęliśmy na „równiku”, zrobiliśmy trekking wzdłuż starej drogi Inków i budowaliśmy kurnik z bambusa. Tam też spotkało nas duże nieszczęście – zostaliśmy boleśnie okradzeni, tracąc m.in. komputer i twardy dysk, na których magazynowaliśmy zdjęcia z dotychczasowego etapu podróży!
W Peru kilka dni płynęliśmy rzeką do Iquitos – miasta w Amazonii, do którego nie prowadzi żadna droga. Próbowaliśmy smażonego mięsa z kajmana, oglądaliśmy wyspy zwane „Galapagos dla ubogich”, uprawialiśmy sandboarding na pustyni, wspięliśmy się na najwyższą wydmę na świecie, smakowaliśmy wielu gatunków narodowego trunku – pisco, próbowaliśmy rozwikłać zagadkę tajemniczych linii z Nazca, wędrowaliśmy przez Andy, by dotrzeć w końcu do ruin inkaskiego miasta Machu Picchu… i jedliśmy świnkę morską w najgłębszym kanionie świata!
Pierwszym miejscem, które odwiedziliśmy w Boliwii, było najwyżej położone żeglowne jezioro świata – Titicaca. W La Paz, stolicy najbiedniejszego kraju Ameryki Południowej, po blisko ośmiu miesiącach wspólnej podróży, przyszło nam się rozstać na pewien czas…
Było to dokładnie 15 września 2012 roku…
Łukasz wrócił do Europy, by m.in. podreperować nasz „wyprawowy budżet”. Ewelina postanowiła zostać w Ameryce Łacińskiej i zasmakować podróży w pojedynkę.
Co dalej?
Może po powrocie Łukasza (pod koniec stycznia 2013 roku) wybierzemy się razem do argentyńskiej Patagonii? A może do Chile, a stamtąd prosto do Nowej Zelandii? Albo do Kolumbii i dalej znów do Panamy, by złapać jachtostop przez Pacyfik?
„Vamos a ver! (Zobaczymy!)” – jak to powiadają w Ameryce Łacińskiej! 😉
O Etapie 2: Ameryka Łacińska (Boliwia i Peru) przeczytasz tutaj.