Dziennik z podróży:
17.12.2012-01.01.2013
[Peru]: Arequipa
Wkrótce po tym, jak wróciliśmy „stopem” do Arequipy, pożegnałam się z Krzyśkiem i Agnieszką. Nigdy więcej nie spotkałam ich podczas tej podróży…
Mimo pory deszczowej i czasem nieco pochmurniejszych dni, Arequipa „latem” nie różniła się wiele od tej „zimą”. Podobnie jak przed kilkoma miesiącami – mocno świeciło słońce, targowiska pęczniały od dojrzałych owoców, Indianie sprzedawali łakocie na ulicach, a Stare Miasto wciąż tkwiło uparcie na liście światowego dziedzictwa UNESCO.
Pewnego ranka na Plaza de Armas (głównym placu miasta) ustawiono świąteczną choinkę. Była ogromna, z ładną gwiazdą na samym czubku. Podobnie jak to z La Paz, peruwiańskie drzewko składało się na zwykłe, metalowe rusztowanie, na które nawleczono zielone, wykładzinowe płótno a na nie kolorowe lampki i świecidełka. Tłumy turystów zatrzymywały się tam każdego dnia, aby pstryknąć pamiątkowe zdjęcie (z moich wielogodzinnych obserwacji wynikało, że takie zdjęcie najczęściej zawierało całą postać turysty [tj. od stóp do głów], fragment katedry [chcąc nie chcąc drzewko postawiono tak, by katedra zawsze wypełniała tło fotografii] i sam spód choinki [czyli jej najmniej ciekawą część] ;)).
Słońce świeciło na jaskrawym niebie… Grudzień w Arequipie przyprawiał gringo o czerwone „rumieńce” na skórze oraz ból brzucha od dojrzałych papai i jadalnych kaktusów! 😉
Nim zdążyłam się zorientować, nadeszła Wigilia Bożego Narodzenia.
Byłam wtedy sama w San Lazaro Lodge. Nacho i Juanca, właściciele hostelu, zniknęli już z samego rana. Pozostałe pokoje gościnne świeciły pustkami.
– Na pewno przyjedzie jakaś grupa gringos˟ – zapewniał mnie Juanca kilka dni wcześniej. – Na święta zawsze ktoś przyjeżdża.
Tamtej Wigilii Bożego Narodzenia nikt więcej nie przyjechał.
Wieczór, podobnie jak całe święta, przyszło mi spędzić przed monitorem komputera, rozmawiając na skype z Łukaszem i całą moja rodziną. Gdyby nie tamte chwile, ciężko by mi było poczuć świąteczną atmosferę w tak odległej od domu, słonecznej Arequipie, której najważniejszy plac przyozdobiono „wykładzinową choinką”. Wbrew pozorom było to bardzo udane Boże Narodzenie – pełne spokoju, zadumy, wzruszeń, szczerej radości i śmiechu! 🙂
Z tamtych dni utkwiła mi jeszcze w pamięci peruwiańska pasterka w pięknej katedrze przy Plaza de Armas.
Z jednej strony msza św. – bardzo ładna, uroczysta, zakończona symbolicznym ułożeniem figury nowonarodzonego Chrystusa w słomianym żłobie. Dalej główny plac w mieście… a na nim pielgrzymki Indianek z małymi dziećmi śpiącymi w tobołkach uwiązanych na plecach, które nawet tamtego wieczoru handlowały towarami za „jednego sola˟”.
Z drugiej strony – prawdziwa mordęga z nic-nie-wiedzącymi Peruwiańczykami, którzy nie umieli odpowiedzieć na, wydawać by się mogło, proste pytanie: „o której godzinie rozpoczyna się pasterka w katedrze na Plaza de Armas?” (oczywiście nigdzie nie umieszczono stosownego ogłoszenia z tą informacją!). Indianka handlująca każdego dnia na tym samym placu, strażnik pilnujący dzień w dzień bramy kościoła, elegancka pani z legitymacją przewodnika po Arequipie, św. Mikołaj sprzedający cukierki, zwykły przechodzień, duża rodzina z krzyżykami na piersiach… – nikt nie znał godziny rozpoczęcia pasterki…?! Jakież było moje zdziwienie, gdy koczując ponad dwie godziny pod bramą katedry, w końcu zastałam w środku tłumy ludzi!!!
– Skąd oni wiedzieli, o której godzinie przyjść?! – pytałam sama siebie.
Mimo kilku odświętnych choinek przy lokalnym rynku i na Starym Mieście, Arequipa wydawała mi się mało świąteczna. Może to przez tamtejsze „lato”, podczas którego słońce tylko czasem ustępowało ciemnym, deszczowym chmurom, śnieg i mróz gościł jedynie na czubkach najwyższych szczytów Cordillera Volcánica otaczających miasto, a św. Mikołaj wyglądał po prostu nie na miejscu, gdy paradował spocony pomiędzy przechodniami, opalającymi się na ławkach skąpanych w słońcu?
Kolejne rozczarowanie Arequipą przyniósł ostatni dzień grudnia…
– Będzie się mnóstwo działo na mieście – opowiadał Juanca z San Lazaro Lodge. – Imprezy do białego rana! Pokazy fajerwerków!
W Sylwestra okazało się, że przez „będzie się mnóstwo działo na mieście” Juanca miał na myśli zamknięte dyskoteki z pijanymi gringos w środku, a „pokazy fajerwerków” to chaotyczne puszczanie sztucznych ogni na Plaza de Armas lub rzucanie petard pod nogi każdego, kto się napatoczył! :/
– U nas w każdym większym mieście w Sylwestra urządzany jest pokaz sztucznych ogni – opowiadała Alejandra, przemiła studentka fizyki z Kolumbii, która zamieszkała w moim hostelu na krótko przed końcem roku. – Wszystko jest ogrodzone tak, żeby nikogo nie ranić. Wcześniej zdarzały się różne wypadki…
– U nas w Polsce jest podobnie – dodałam. – I pomyśleć, że Arequipa uchodzi za drugie lub trzecie co do ważności miasto w całym Peru!
– Nooo – ciągnęła Alejandra. – Dziwne, co nie?!
Tuż przed północą przechadzałyśmy się razem po głównym placu miasta – tym samym, przy którym stała piękna, zabytkowa katedra, wykładzinowa choinka, fontanna oraz kilkanaście wysokich palm i małych, ozdobnych drzew. Trafiłyśmy tam przypadkowo na marne przedstawienie indiańskiej pary „komików” – kobieta z całej siły kopała mężczyznę (niby za karę, że jej nie posłuchał), na co ten skomlał i błagał o litość, tłum gapiów pękał ze śmiechu, a kolejna Indianka zbierała do kapelusza „co łaska” za przedstawienie.
W pewnym momencie Alejandra wyciągnęła zza pazuchy butelkę pisco puro˟, którą wcześniej podarował nam Juanca.
– 10… 9… 8…! – liczyłyśmy na głos. – …1!!! Feliz Año Nuevo!!! Szczęśliwego Nowego Roku!!!
– Uuuahahaaa! Szczęśliwego Nowego Roku!!! – wołałyśmy, na zmianę ciągnąc „z gwinta” porządny łyk peruwiańskiego trunku.
Świat wokół zmienił się w niebezpieczne „pole bitwy”…! Pisco parzyło w gardło! Nad głową wybuchały fajerwerki! Pod nogami pękały petardy! Zewsząd napierał tłum ludzi! Nikt nikogo nie pilnował! Nikt na nikogo nie uważał! Wokół chaos! Krzyki! Puste puszki po piwie! Wendersi˟ z dziećmi na plecach, wciskający do rąk jakieś drobiazgi! Czasem pijana para gringos ubranych w świecące w ciemnościach korony, opaski z kocimi uszami…
– Chyba już nic więcej się tutaj nie będzie działo – stwierdziłyśmy zgodnie kilka minut po północy.
Opuszczając Plaza de Armas, zdążyłyśmy jeszcze rzucić okiem na jedno z małych, ozdobnych drzew, które zapłonęło nagle żywym ogniem! Najwyraźniej zaplątała się tam jedna z wielu petard, które tamtej nocy hucznie obwieszczały wszystkim koniec Starego i początek Nowego Roku… 😉
Tekst: Ewelina
Zdjęcia: Ewelina
˟gringos – gringo w l.mn. 😉
˟sol – waluta peruwiańska, 1sol = ok. 1,15 zł
˟pisco puro – czyste pisco – tradycyjny peruwiański trunek, produkowany ze sfermentowanych winogron
˟wenders – neologizm stworzony przez Przebiśniegi, od słowa vendedor (hiszp. sprzedawca)
INFORMACJE PRAKTYCZNE:
nocleg w hostelu San Lazaro Lodge w Arequipie – 15 soli/os (cichy, spokojny hostel z dostępem do Internetu i kuchni) – UWAGA! Już w trakcie mojego pobytu w hostelu, własciciel planował zamknąć interes! :/
To aktualizacja wtyczki spowodowała ten błąd Teraz na jednej stronie będzie można zobaczyć miniaturki wszystkich zdjęć.
Indyk też był moim faworytem
Nie można wyświetlić kolejnych stron zdjęć 🙁
Zdjęcie indyka z czapką św. Mikołaja jest moim nr 1 :D:D:D
Raz w życiu spędzałam Boże Narodzenie poza Polską – w słonecznej Andaluzji. Też w ogóle nie czułam klimatu, gdy o godzinie 12 było 25 stopni w cieniu 😉 Mimo to były dla mnie fantastyczne dni!