Dziennik z podróży:
23-26.08.2012
[Peru]: Aguas Calientes-Santa Teresa-Cuzco
Wieczorem wróciliśmy do Cuzco.
Odnaleźliśmy Aarona. Leżał w szpitalnym łóżku w małej, prywatnej klinice. Jego problemy zdrowotne okazały się poważniejsze, niż się wszyscy spodziewaliśmy.
Codziennie przez kilka godzin dotrzymywaliśmy towarzystwa choremu koledze, po czym, gonieni własnymi sprawami, wracaliśmy do Casa Couch.
Pewnego dnia Łukasz, zaopatrzywszy się uprzednio w historię choroby Aarona i jego pisemną zgodę na odebranie pieniędzy za niewykorzystany wciąż bilet do Machu Picchu, wybrał się do Instituto Nacional de Cultura (tam właśnie cała nasza trójka kupiła wcześniej owe bilety).
– Tłumaczyłem im, że jesteś w szpitalu – opowiadał później Łukasz. – Nikt nawet nie chciał spojrzeć na dokumenty, które przyniosłem. Babeczka w okienku stwierdziła, że nie można oddać tego biletu! Powiedziała mi, że ona nie ma takiej opcji w systemie komputerowym! Ja na to, że ma zły system i że chcę rozmawiać z jej przełożonym!
– I co?!
– Stwierdziła, że kierownika nie ma i jedyne, co mogę teraz zrobić, to namówić jakiegoś turystę z kolejki, żeby odkupił ode mnie bilet. Wtedy ona będzie mogła, po tym jak zapłacę kolejne 30% równowartości biletu, zmienić na nim nazwisko! Wyobrażacie to sobie?!
(***Nawiasem mówiąc, za drugą i kolejną zmianę daty na bilecie, (do czego zmuszony był Aaron w związku z jego wydłużającym się pobytem w szpitalu) należy każdorazowo zapłacić 30% jego ceny.)
– Co to ma w ogóle być? – oburzyłam się. – Wychodzi na to, że właściwie nie ma opcji, żeby oddać bilet po jego zakupie! A jak ktoś się rozmyśli? Jak coś się komuś złego przydarzy, tak jak Aaronowi? To co?! Oni to mają w nosie, tak?!
– Od tej samej babeczki w okienku usłyszałem, że taka jest polityka peruwiańskiego rządu! – podsumował Łukasz.
W 2007 roku Machu Picchu wpisano na listę siedmiu nowych cudów świata, co wzbudziło wśród podróżujących do Peru jeszcze większe zainteresowanie tym miejscem. Turystów chcących zwiedzić inkaskie miasto jest tak wielu, że w pewnym momencie, aby chronić to niepowtarzalne dziedzictwo kulturowe, postanowiono wprowadzić dzienny limit odwiedzających. Każdego dnia bramkę, strzegącą wejścia do kompleksu, może przekroczyć 2500 osób (w tym na Wayna Picchu, niższą z gór królujących ponad ruinami, może wspiąć się 400 osób dziennie).
Rachunek jest prosty. Każdego dnia przychód z biletów wstępu do Machu Picchu jest ogromny (nie licząc dochodów jednego z najdroższych hoteli w Peru, mieszczącego się tuż przy głównym wejściu do miasta, wszystkich wpływów „kipiącego” od turystów Aguas Calientes, w tym pociągu z Cuzco, minibusów wwożących odwiedzających pod główną bramkę, oraz Inca Trail, po którym samodzielny trekking jest zabroniony)!
Pieniądze… całe mnóstwo pieniędzy! Mimo tego nikogo nie stać było do tej pory np. na decyzję, by wybudować chodnik czy zorganizować osobną ścieżkę wzdłuż półtorakilometrowej, gruntowej drogi z Aguas Calientes do pierwszej bramki strażniczej u podnóża sławnej góry. Po co to komu? Otóż w ten sposób można by było skuteczniej zadbać o bezpieczeństwo setek turystów, którzy każdego dnia przechadzają się tamtędy pomiędzy minibusami pędzącymi pod główne wejście do Machu Picchu (kierowcy busów „nie mają czasu”, by zwolnić nawet na zakręcie!). Kogo to interesuje?
Zachodni turysta najczęściej machnie ręką, zawsze znajdując wytłumaczenie tego i wielu innych niedociągnięć – „przecież to Peru, to Ameryka Południowa!”
Czy to jednak tłumaczy politykę rządu?
W latach 80-tych XX-wieku przeniesiono duży kamień z głównego placu Machu Picchu, by stworzyć w tamtym miejscu lądowisko dla helikopterów. Kilka lat temu jedna z firm z Cuzco ubiegała się o pozwolenie na loty dla turystów nad ruinami miasta i początkowo otrzymała licencję uprawniającą do takich praktyk. Szybko jednak cofnięto ową decyzję. Dziś w strefie powietrznej nad kompleksem zabrania się wszelakich lotów.
W latach 90-tych XX-wieku rząd peruwiański przyznał koncesje zezwalające na budowę kolejki linowej do ruin miasta oraz rozbudowę luksusowego hotelu wraz z kompleksem turystycznym. Wielu ludzi protestowało przeciwko tym zamierzeniom, w tym naukowcy czy środowiska akademickie. Podobnie było z planami budowy mostu do Machu Picchu. Bano się, że zwiększająca się liczba odwiedzających będzie stanowić olbrzymie, fizyczne zagrożenie dla miasta.
Mimo wszystko UNESCO rozważa umieszczenie inkaskiego kompleksu ruin na Liście Dziedzictwa Zagrożonego…
Czy do takich decyzji powinna prowadzić polityka rządu?
Tekst: Ewelina
Zdjęcia: Łukasz
INFORMACJE PRAKTYCZNE:
powrót z Aguas Calientes do Cuzco:
– colectivo z Santa Teresa do Santa Maria – 10 soli/os
– minibus z Santa Maria do Cuzco – 20 soli/os