Dziennik z podróży:
13-14.07.2012
[Peru]: Iquitos-rzeka Amazonka
Późnym rankiem David, nasz niezmordowany przewodnik, znający dziesiątki historii o dżungli, zabrał nas na krótką wycieczkę po Amazonce. Podpatrywaliśmy szare i różowe delfiny pływające w rzece, bawiliśmy się z małpkami w „zoo” na świeżym powietrzu, poznaliśmy brązową anakondę i prehistorycznego żółwia. Próbowaliśmy też lodów z aguaje! 🙂
W końcu nadszedł czas, by spakować nasze plecaki i ruszyć w kierunku portu, gdzie duża, brzydka łódź o imieniu Henry 10 powoli wypełniała się pasażerami płynącymi w górę rzeki Ukajali. Towarzyszył nam Aaron – backpacker z USA.
Rozwiesiliśmy hamaki na środkowym pokładzie statku, starając się uciec przed tłokiem, jaki zdążył już zapanować niżej. Hamak przy hamaku. Torby, skrzynki, materace… i palce obok uśmiechniętych twarzy, które wskazywały schody, prowadzące na środkowy pokład, gdzie powinno nam być wygodniej. Tym razem nikt nie musiał pomagać nam przy wieszaniu hamaków pod metalowym sufitem. Przydały się też lekcje wiązania węzłów, jakie Francois zwykł nam organizować podczas kilkudniowego rejsu przez Pacyfik.
Po południu, tuż przed planowanym odpłynięciem Henrego 10, rozłożyliśmy się we trójkę w naszych hamakach, przywiązawszy wcześniej plecaki do najbliższego słupa.
– Śpicie z małym plecakiem? – zagadnął Aaron.
– Jasne! I nie spuszczamy go z oka nawet na chwilę! Już raz nas okradziono!
– No tak… mnie też!
Czekaliśmy na początek rejsu przez Amazonię, bujając się leniwie w hamakach.
W końcu zapadł zmierzch.
Dźwig nieprzerwanie przenosił towary na pokład Henrego, a pomiędzy błotnistym portem a najniższym pokładem łodzi biegali jak mrówki miejscowi tragarze. Zamarłam z wrażenia, obserwując jednego z nich, gdy ten zarzucał na plecy wielką, dwuosobową kanapę! Samiuteńki! I dreptał tak z tą kanapą kilkadziesiąt metrów po śliskim, metalowym pokładzie! 😮
Czekaliśmy.
Czekaliśmy do momentu, aż pewien człowiek pojawił się znikąd, uśmiechnął głupkowato i warknąwszy coś pod nosem, spowodował lawinę niespodziewanych wydarzeń – ruchów, pakowań, szarpnięć, „ochów” i „achów” naszych nielicznych jak dotąd sąsiadów!
– Co się dzieje? – zapytałam pierwszą z brzegu osobę.
– Dzisiaj Henry nie wypłynie! Jeszcze ładują towar!
– Co??! To kiedy wypłynie?
– Jutro. Kazali nam wrócić jutro o tej samej porze – padła zdawkowa odpowiedź.
– Chłopaki, co robimy??
Zadzwoniliśmy do Davida, który kategorycznie zakazał nam zostawać na noc na statku! „Niebezpiecznie jest w porcie dla gringo, gdy zapada noc!” – twierdził nasz peruwiański przyjaciel.
Następnego popołudnia wróciliśmy na pokład Henrego10. Tam, gdzie wczoraj wygodnie wisieliśmy w naszych hamakach, nie było już miejsca. Musieliśmy zadowolić się mniejszym kawałkiem przestrzeni pomiędzy głośną, peruwiańską rodziną, podróżującą z malutkimi dziećmi, a cichym chłopcem, któremu brakowało zęba na przedzie, i jeszcze jego brodatym sąsiadem, przypominającym złamanego życiem włóczęgę.
– Uff! Robi się tłoczno! – rzuciło jedno z nas.
Co jakiś czas ktoś przywieszał pod metalowy sufit kolejny hamak. Gdzieś blisko lądowała ogromna torba podróżna, miska, karton z jedzeniem czy zabawkami dla dzieci. Czekaliśmy, walcząc dzielnie o „naszą” przestrzeń na środkowym pokładzie łodzi. Plecaki spakowaliśmy do czarnych worków, związaliśmy razem i położyliśmy pomiędzy naszymi hamakami, bowiem każdy słup wokół był już „zajęty” przez kogoś innego.
Minęła 18.30 – planowana godzina wypłynięcia, jednak Henremu najwyraźniej się nie spieszyło. Portowy dźwig wciąż pracował. Tragarze biegali po ubłoconym pokładzie…
Zasnęłam.
Gdy otworzyłam oczy, był już ranek. Płynęliśmy spokojnie, mijając po drodze porośnięte gęstym lasem brzegi Amazonki.
– Ruszyliśmy z portu około trzeciej nad ranem – powiedział Łukasz. – Przebudziłem się wtedy i spojrzałem na zegarek.
– Całkiem punktualnie jak na Henrego, hehe!
Tekst: Ewelina
Zdjęcia: Łukasz
PS Ostatecznie nie zdecydowaliśmy się na żadną z propozycji wycieczek po dżungli, jakie dostaliśmy (a było ich kilka!). Postanowiliśmy wrócić tutaj kiedyś z trochę grubszym portfelem, żeby zaszyć się w dżungli na kilka tygodni… Szkoda nam było psuć sobie niespodzianki i niewątpliwie fantastycznych wrażeń, spędzając zaledwie chwilę w amazońskiej puszczy! Niestety, na razie nie stać nas było na wymarzony tour! :/
INFORMACJE PRAKTYCZNE:
koszt wynajęcia drewnianej łódki motorowej na krótki rejs (40min-1 godz.) po Amazonce i okolicy, aby poobserwować szare i różowe delfiny – 35 soli
wstęp do niedużego „zoo” nad Amazonką, gdzie można zobaczyć odratowane małpy, anakondę, prehistorycznego żółwia – 20 soli/os
W Iquitos można znaleźć całą rzeszę przewodników po dżungli. Jedni pracują dla agencji podróży, inni działają „na własną rękę”, współpracując z mieszkańcami amazońskich wiosek (często sami wychowali się w takiej wiosce lub mieszkają tam ich krewni). Przed wybraniem czegokolwiek radzimy wcześniej spotkać się z przewodnikiem (najlepiej z kilkoma i dopiero wtedy zdecydować), aby przekonać się, z kim mamy do czynienia, czego możemy się spodziewać po zakupionym tourze itd. Cena wycieczki zależy od długości jej trwania i wielkości grupy, jednak na początku najpewniej usłyszycie – 160 soli/os/dzień, dopiero po negocjacjach – 100-120 soli/os/dzień.
David również pracuje jako przewodnik po dżungli. Oferuje turystom 3-dniową wycieczkę, zaś jego goście z couchsurfing mogą liczyć na dużą promocję.