Scroll to Content

Dziennik z podróży:
10.07.2012
[Peru]: Iquitos

Zanim trafiliśmy wczoraj do domu Robina, ten pokazał nam kilka najciekawszych miejsc w Iquitos – Plac Broni wyznaczający centrum miasta i przyczółek najdroższych, turystycznych knajpek i hosteli, szpital popadły w ruinę, Żelazny Dom zaprojektowany przez pana Eiffla, turystyczny deptak wzdłuż wybrzeża Río Itaya i dzielnicę pływających domów, które faktycznie jeszcze kilka miesięcy temu pływały na rzece podczas największej od lat powodzi, a teraz spoczywają bezpiecznie i sucho na kilkumetrowych, drewnianych palach wystających z błota.

Wycieczka po centrum Iquitos zajęła nam zaledwie pół godziny.

Dziś znów siedzimy na drewnianej ławce na Placu Broni, podgryzając potrawkę z ryżu i mięsa, zakupioną wcześniej na pobliskim rynku.

Obserwujemy miasto.

Wokół dziesiątki mototaksówek i motocykli pędzą we wszystkich kierunkach! Nie słychać niczego oprócz przeciągłego, głośnego ryku silników!

Miejscowi przelewają się leniwie z kąta w kąt pomiędzy ulicami miasta. Na plastikowych krzesełkach lub drewnianych ławeczkach siedzą uliczni sprzedawcy, kuszący owocami z dżungli, przekąskami domowej roboty lub kolorowymi gadżetami, których tak naprawdę nikt nie potrzebuje. Gdzieniegdzie przemknie jakiś turysta w szortach, poszukujący co lepszej agencji podróży organizującej wycieczki do dżungli. Szare budynki wyrastają obok dziurawych chodników. Zapuszczone. Zakurzone. Wszytko w Iquitos wydaje się pływać w jakimś odcieniu szarości… Inne! Szare i głośnie! Takie właśnie wydało nam się to miejsce po raz pierwszy…

Wczesnym popołudniem zatrzymujemy jedną z mototaksówek i po krótkich targach pędzimy już daleko poza centrum miasta. Wysiadamy na piaszczystej ulicy pod drewnianymi drzwiami w wysokim murze z cegły.

Pukamy.

Zastaliśmy Davida? – pytamy grzecznie szczupłą dziewczynę, która otwiera drzwi, po czym z dużym zaskoczeniem zaczyna nam się przyglądać. – Jesteśmy z couchsurfingu˟!
Ah, tak… – mamrota trochę bez życia. – Wejdźcie, proszę. Rebeki i Davida nie ma w domu. Niedługo powinni wrócić. Poczekajcie tutaj – i wskazuje nam miejsce w rogu ceglastego muru, nad którym rozciąga się spory daszek, chroniący przed słońcem, pod nim stoi kanapa, fotel i nieduży stolik, a na jednej ze ścian widnieje czerwono-zielone logo „couchsurfing”.
Fajne! – przytakujemy zgodnie.

Wieczorem pomagamy naszym gospodarzom w kuchni. David biega z miejsca na miejsce, krojąc szczypiorek, mieszając jakieś sosy, dolewając oliwy na patelnię… Biały, szeroki uśmiech nawet na moment nie znika z jego twarzy. Rebeca przygląda się wszystkiemu z boku, przyklaskując co chwila z radością. Obok stoi Aaron, backpacker z USA, obserwując całą scenę ze stoickim spokojem.

Co to? Co to?! A to? – pytam co chwilę na widok nowego specyfiku lądującego na dużym talerzu.

David opowiada po kolei o każdym tajemniczym składniku przygotowywanego dania. Cała rozmowa toczy się w języku hiszpańskim i mimo, że nie rozumiemy wszystkiego dokładnie, jest to dla nas świetna lekcja!

Gotowe! – stwierdzają w końcu nasi gospodarze. – Smacznego!

Po pokoju roznosi się pyszny, kuszący zapach. Zasiadamy do stołu.

I jak smakuje wam mój kajman?! – dopytuje się David.
Wybornie! Pyszny! – wybuchamy chórem.
Jutro na kolację również poproszę kajmana! – rzucam żartem.
Nie ma sprawy! – David w lot chwyta mój pomysł i już snuje plany co do jutrzejszego wieczoru.

Tej nocy zasypiamy z brzuchami pełnymi pyszności rodem z amazońskiej dżungli, naładowani niesamowitą energią i radością płynącą od naszych gospodarzy.

Tekst: Ewelina
Zdjęcia: Łukasz

˟couchsurfing – strona internetowa, dzięki której można znaleźć użytkowników oferujących nocleg we własnym domu lub zaoferować darmowe zakwaterowanie, www.couchsurfing.org

Tags:

Written by:

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.