Dziennik z podróży:
01.03.2012
[Salwador]: P.N. El Imposible-Los Cóbanos
Wyjeżdżamy z El Imposible jeszcze przed wschodem słońca.
Po drodze mijamy wioski z niskimi, betonowymi lub drewnianymi chatami. Z kolorowymi hamakami rozwieszonymi pomiędzy palmami lub palami podpierającymi zadaszenie prowizorycznych ganków. Osady pełne rozbrykanych, uśmiechniętych dzieci, pomagających dorosłym w pracy już od najmłodszych lat. Widzimy maluchy biegające między kurami i prosiakami, po brukowanej drodze, glinianych rowach oraz stertach śmieci, którymi nikt nie wydaje się przejmować.
Na skrzyżowaniu dróg do Cara Sucia, Sonsonate i El Imposible przesiadamy się w kolejny autobus. Tak już przywykliśmy do starych, brudnych i głośnych pojazdów, że z niedowierzaniem rozsiadamy się na miękkim fotelu w nowym, pachnącym autokarze. Tylko jedno nam dokucza – wrzaski stojącego na środku przejścia dla pasażerów „kaznodziei”, wymachującego a to biblią, a to pięściami!
– Diabeł, diabeł! Koniec świata! – krzyczy w kółko przewrażliwiony mówca, aż w pewnym momencie ktoś puszcza głośniej muzykę, wydobywającą się z głośników wzdłuż całego autobusu. Kaznodzieja dzielnie walczy o uwagę! Kolejna piosenka wyje głośniej i głośniej!… a my zaczynamy tęsknić do ciszy i spokoju, które zostawiliśmy w El Imposible.
Wkrótce dojeżdżamy do Sonsonate. Zaszywamy się w jednej z kafejek internetowych, by w końcu nacieszyć się rozmową z rodziną i przyjaciółmi. Tak mijają ponad cztery godziny!
Okazuje się, że ostatni autobus do El Sunzal już odjechał, a ponieważ nie chcemy nocować w mieście, decydujemy się na podróż do Los Cóbanos – niewielkiej miejscowości, położonej nad Oceanem Spokojnym.
Zbliża się wieczór, gdy docieramy na miejsce. Wzdłuż piaszczystej drogi znajduje się kilka prywatnych gospodarstw i ośrodków, proponujących noclegi. Jesteśmy jedynymi turystami w wiosce, więc szybko wzbudzamy zainteresowanie mieszkańców. Jedni chcą pomóc, udzielić jakiejś informacji, inni proponują restauracje, najlepsze noclegi.
– Osiem dolarów, nie dziesięć! – targuje się Łukasz o cenę cabaña w najtańszym obiekcie noclegowym, jaki udaje nam się tutaj znaleźć.
– Niech będzie osiem – przytakuje właściciel ośrodka.
Za te kilka dolarów dostajemy do dyspozycji brudny, wyjątkowo obskurny pokoik z dwoma łóżkami, po których biegają różne nieproszone, małe żyjątka. Łukasz dostrzega na ścianie niewielką jaszczurkę, jakiegoś pająka w rogu. Oddzielamy tropik namiotu od moskitiery i rozkładamy ją na większym łóżku, a po pysznej, obfitej kolacji ruszamy do łazienki.
W rzędzie pozamykanych na kłódki toalet tylko jedna jedyna jest otwarta i niemal sprawna. Nie działa tylko spłuczka, a wodę należy przynieść z oddalonego o kilka metrów zlewu. Prysznic okazuje się być zwykłym kranem osadzonym na wysokości głowy dorosłego człowieka, z którego leje się chłodna, lekko słona woda. Zanim przyjechaliśmy niewielki zaułek między betonowymi ścianami, pełniący rolę łazienki, był ukryty za dwoma beczkami, które współwłaścicielka ośrodka odsunęła na prośbę Łukasza. W przeciwnym razie sami nie odkrylibyśmy małego kranika wystającego ze ściany!
Późnym wieczorem idziemy nad ocean. Schodzimy po kamieniach i piachu ostro w dół, bowiem w naszym ośrodku nie zadbano o wygodniejsze zejście na plażę. Jest już ciemno, wieje przyjemny, letni wiatr. Woda w oceanie jest tak ciepła, że początkowo nie możemy w to uwierzyć.
– To najcieplejsza woda, nad jaką kiedykolwiek byłem! – stwierdza Łukasz.
Zasypiamy z silnym postanowieniem – już nigdy nie przyjedziemy do Los Cóbanos! Doprawdy, nie mamy tutaj czego szukać. 🙂
Tekst: Ewelina
Zdjęcia: Łukasz
INFORMACJE PRAKTYCZNE:
autobus z parku El Imposible do skrzyżowania dróg (Cara Sucia, Sonsonate, El Imposible) – 1$/os
autobus ze skrzyżowania do Sonsonate – 0,8 $/os
autobus miejski z dworca autobusowego do parku centralnego w Sonsonate – 0,20-0,35 $/os
autobus z Sonsonate do Los Cóbanos – 0,45 $/os
nocleg w Los Cóbanos – 8$ (wytargowane z 10 $)/cabaña (pokój)