Scroll to Content

Dziennik z podróży:
12-15.09.2012
[Boliwia]: Copacabana-La Paz

Mimo, że konstytucyjną stolicą Boliwii jest Sucre, to właśnie w La Paz znajduje się siedziba boliwijskiego rządu. Stąd o ponad dwumilionowej aglomeracji (licząc mieszkańców przedmieścia El Alto) można mówić jako o najwyżej położonym mieście stołecznym świata (3600 – 4100 m n.p.m.). 

„La paz”, z języka hiszpańskiego, oznacza „pokój”. Przewrotnie, bo w każdym przewodniku dla obcokrajowców poświęcono wiele uwagi potencjalnym niebezpieczeństwom, czyhającym na gringo – od bandytów podających się za policjantów, przez taksówkarzy współpracującymi ze złodziejami, po „specjalne” ceny dla turystów. Nawet podróż do stolicy Boliwii przypominała nam prędzej walkę o przetrwanie, o każdy metr ujechanej drogi, aniżeli wspomniany wyżej „pokój”! Jak to?

Tamtego dnia, kiedy pędziliśmy naprzód lokalnym minibusem znad jeziora Titicaca do La Paz, na głównej drodze prowadzącej do miasta zastała nas cała rzesza strajkujących Boliwijczyków, którzy właśnie wyrażali swój sprzeciw wobec… wobec? No tak, o co właściwie chodziło? Zadziwiające, że nikt nie umiał odpowiedzieć nam na to pytanie… 

Oooo, tam jedzie jakiś wóz policyjny! – krzyknęłam do kierowcy naszego busika, gdy ten, naśladując inne auta, próbował przedrzeć się do miasta zakurzonymi, gruntowymi bezdrożami. – Możemy spytać, czy tam dalej będzie można przejechać!
Policja? – parsknął pod nosem mężczyzna. – Policja nie ma o niczym pojęcia!

Ostatecznie podróż do stolicy Boliwii zajęła nam niemal dwa razy tyle czasu, ile powinna. Niechcący staliśmy się też świadkami wydarzenia będącego częścią większego i sięgającego dalej w głąb kraju „tworu”, który kiedyś, w niedalekiej przeszłości, stał się po prostu nieodłączną składową boliwijskiej kultury – organizowanie manifestacji, protestów i przeróżnej maści pochodów wszędzie i niemal co chwilę, o których przyczynę czy sens zapytana osoba nigdy nie umie udzielić jednoznacznej odpowiedzi!

 

W La Paz po raz kolejny spotkaliśmy Léo – naszego francuskiego kolegę, z którym wybraliśmy się między innymi na tzw. Rynek Czarownic, niedaleko głównego placu w mieście.

Przy niedużych, ciasnych sklepach lub straganach wypchanych po brzegi różnorakim towarem „koczowały” znudzone Indianki Aymara˟. Ich stoiska pękały w szwach od kolorowych rozmaitości – liści koki, cukierków z koki, flakoników z przeróżnymi eliksirami, ziół, nasion, ciuchów, torebek, kapeluszy, całego mnóstwa kiczowatych pamiątek… i zasuszonych płodów lam, nierzadko przystrojonych kolorowymi łańcuchami lub innymi świecidełkami.

A po co to? – zapytałam starą Indiankę, na której stoisku pomiędzy kolorowe pudełka wciśnięte były wyschnięte płody zwierząt.
Dla Pachamamy˟ – padła szybka, zdawkowa odpowiedź, po czym kobieta odwróciła wzrok w innym kierunku, ignorując zawzięcie dalsze pytania.

 

Każdego ranka zwykliśmy chodzić z Łukaszem po świeże bułki, które starsze Aymara całymi dniami sprzedawały na skrzyżowaniu niedaleko naszego hostelu. Po śniadaniu spacerowaliśmy wąskimi chodnikami w kierunku placu przy pięknej, strzelistej katedrze w samym centrum La Paz.

Nie dane nam jednak było poznać Boliwii lepiej… nie wspólnie…

Nadszedł w końcu ten ranek, gdy stanęliśmy we dwójkę u drzwi wejściowych do hostelu, czekając na autobus, którym Łukasz miał wrócić do Peru, by stamtąd odlecieć do Europy. 

Jak to się stało?

Wiedzieliśmy od dawna, że oszczędności na wymarzoną podróż wkrótce się skończą… a jednak, tak ciężko było nam obojgu uwierzyć, że Łukasz w końcu zdecydował się zaryzykować powrót do Europy.

Jadę! – powiedział pewnego dnia. – Nie udało nam się zmobilizować i znaleźć zajęcia tutaj… zresztą to wcale nie takie proste… Gdy trzeba było, to Indianie opuszczali swoje żony, aby ruszyć na polowanie, aby zapewnić im byt! Ja też chcę wziąć sprawy w swoje ręce i zapewnić nam środki na dalsze życie! Ta podróż to przecież nasze największe marzenie!
Jeszcze nie jestem twoją żoną, a ty nie jesteś Indianinem – śmiałam się wtedy, by zaraz dodać – Ja zostaję…
– Chcesz zostać tutaj sama?
– Chcę się sprawdzić… Chcę się przekonać, jak to jest w pojedynkę…

Tak, była wtedy we mnie ogromna potrzeba sprawdzenia się! Poza tym istniały jeszcze inne powody, ważniejsze od opustoszałych kont bankowych… Zmęczenie? Konieczność podjęcia samodzielnych decyzji? Potrzeba izolacji? Odpoczynku? …?

Staliśmy wciąż we dwójkę u drzwi wejściowych do hostelu, czekając na autobus, którym Łukasz miał wrócić do Peru… I chociaż ostatnimi tygodniami stres i napięcie związane między innymi z jego wyjazdem sprawiały, że nie łatwo nam było dojść do porozumienia, to jeszcze ciężej było powiedzieć w tamtym momencie: „żegnaj!”

Pamiętam, jak patrzyliśmy na siebie z wymuszonymi uśmiechami na twarzach, powtarzając tępo i bez wyrazu, że wszystko będzie dobrze, że się ułoży… Po policzkach strumieniami spływały łzy… Jak to tak, po tylu latach wspólnego wałęsania się po świecie, nagle ruszyć w drogę samemu? Hmmm, a jednak każde z nas miało gdzieś tam głęboko w środku dziwne przeczucie, że tamtego dnia… tamtego poranka… była to jedyna właściwa decyzja!

Stałam na ulicy, zaraz przy wąskim chodniku, pełnym indiańskich straganów z najróżniejszymi rupieciami, patrząc jak autobus, z Łukaszem na pokładzie, powoli chowa się za zakrętem. Z moich oczu wciąż płynęły łzy, a serce łomotało z niedowierzania!

„To się dzieje naprawdę! To się dzieje naprawdę!” – wołałam sama do siebie.

Wkrótce autobus zniknął za zakrętem, a ja nagle, przerażona, zdałam sobie sprawę z tego, że po raz pierwszy w życiu, po raz pierwszy poza granicami ojczystego kraju… zostałam kompletnie sama…

Tekst: Ewelina
Zdjęcia: Łukasz

˟Indianie Aymara – rodzima grupa etniczna zamieszkująca południowoamerykańskie rejony Andów i Altiplano; dziś największe skupisko Aymara znajduje się w okolicach jeziora Titicaca

˟Pachamama lub Mamma Pacha (Matka Ziemia) – inkaska bogini ziemi czczona przez rdzennych mieszkańców Andów, zapewniająca żyzność pól i płodność, odpowiedzialna za trzęsienia ziemi; za święte zwierzę Pachamamy uznaje się lamę; andyjscy Indianie oddają cześć „dobrej matce” w trakcie spotkań i świąt; bogini ma również swój specjalny dzień kultu, w którym składa się jej dary np. w postaci jedzenia, słodyczy, a nawet poświęca się świnki morskie czy pali płody lam; przy budowie nowego domu uliczni sprzedawcy Aymara zalecają wmurować weń płód lamy (bądź pogrzebać ów płód w nowych fundamentach) – w ofierze dla Pachamamy, mającej czuwać nad domostwem

INFORMACJE PRAKTYCZNE:

minibus z Copacabana do La Paz – 20 boliviano/os (ok. 3,5 godziny jazdy… teoretycznie –> czytaj wyżej ;p)
nocleg w hostelu El Solario w La Paz – 25 boliviano/os/4-osobowe dormitorium (z dostępem do kuchni i kilku komputerów z Internetem, darmowe wi-fi, nie zawsze czysto)

Tags:

Written by:

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.